środa, 16 lipca 2014

Praktyki czas zacząć.

Pierwszy dzień praktyk za mną. Było sympatycznie, miło, bezproblemowo. Pani doktor bardzo fajna, dużo mi poopowiadała. Do tego dość wcześnie zwolniła. Cóż, jeden noworodek na oddziale, w poradni neonatologicznej też cały jeden. Zbadałam za panią doktor oba dzieciaczki, u drugiego rzeczywiście słyszałam rzężenia i furczenia, bo 4-tygodniowy maluch chyba złapał zapalenie płuc. I został w szpitalu, oczywiście. Tak więc wiele się nie dzieje. Nic dziwnego, że oddział noworodkowy i ginekologiczny mają być inaczej organizowane, skoro nikt tam nie chce rodzić dzieci. Taka prawda. Wszystkie ciężarne jeżdżą do miasta wojewódzkiego. Szczerze mówiąc, to ja tez bałabym się rodzić moje potencjalne dzieci. Na razie tylko potencjalne. I hipotetyczne. A chciałabym już trochę mieć swoje własne. Ale jeszcze sporo czasu minie. Cóż, mam 24 lata i według większości rodziny chyba zaczyna być ze mnie stara panna. Babcia zaczyna się o prawnuki dopominać, więc za każdym razem sprowadzam ją na ziemię, że póki co to może inny wnuk/wnuczka ją obdarzy.

Medycznie nic więcej się nie dzieje. Za to jestem zmęczona. Zmęczona i chyba jakaś taka obojętna. Aczkolwiek chyba nie do końca, bo znowu zauważyłam, że bolą mnie zęby i złapałam się na zaciskaniu szczęk. A to robię wtedy kiedy się denerwuję, przejmuję etc. Choćby tylko podświadomie. Całą sesję mnie w tym roku bolały zęby... Eh... I teraz znowu zaczynają. Zaczyna mnie też pobolewać przy chodzeniu lewe biodro. Nie prawe, z którym już długo coś jest nie tak, ale lewe. Sypię się coraz bardziej. Jeszcze parę lat i nic zdrowego we mnie nie zostanie.

I teraz moja durna podświadomość znowu czegoś chce. Odczepiłaby się. Nie mam ochoty teraz ambitnie myśleć, w ogóle nie mam ochoty myśleć. Najchętniej uwaliłabym się z książką na fotelu na tarasie. Ale mamy przetwory w domu, a ponadto wymyślam sobie następne ciastka i inne rzeczy do roboty. Cholera by to wzięła, że mi się tak chce. Chce mi się popołudniu, a wieczorem mam ochotę kląć, że za coś się brałam. I tak dzisiaj zrobiłam nowe ciastka i zagniotłam ciasto na inne, które ma leżeć w lodówce kilka dni. Ale chociaż przez to pieczenie i patrzenie zupełnie brak mi ochoty na słodkie. I dobrze, chociaż zrzucę jeszcze kilka kilogramów. Nad morzem trzeba jakoś wyglądać.

Poczytałabym sobie, ale chyba za bardzo jestem padnięta dzisiaj. Muszę iść spać wcześniej, w końcu przed 6 trzeba wstać. Ale jeszcze jutro i pojutrze, w sobotę się chociaż trochę wyśpię. Więc może pooglądam jeszcze Hannibala. Drugi sezon sam się w końcu nie obejrzy, ot co. I to też sposób na niemyślenie. Bo zupełnie nie mam ochoty myśleć. Dziwnie to brzmi? Może. Ale tak jest łatwiej. Po prostu. Ostatnio myślałam zbyt wiele i do dziwnych wniosków doszłam. A po co mi to? Łatwiej chyba żyć w takim zawieszeniu pomiędzy. Łatwiej zamrozić pewne rzeczy. Odpuścić. Przeczekać. Koniec. Nie chcę myśleć. Bo myślenie czasem boli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz