poniedziałek, 14 lipca 2014

Wakacyjnie...

Wakacje. Trzy miesiące błogiego lenistwa. O, nie, przepraszam. Minus miesiąc praktyk. Minus mnóstwo zajęć, które sobie wymyślę. No i dwa wyjazdy - góry i morze. Więc błogiego lenistwa wyjdzie chyba jednak niewiele. Ale nic to, odpocznę pracując. 

Wczoraj piekłam pierwszy chleb na zakwasie. Nie wyszedł. Nic to, jutro podejście drugie, do ciut innego przepisu. Takie to zajęcie wakacyjne sobie wymyśliłam. Upiekę swój własny idealny chleb. I mnóstwo innych rzeczy. I chyba wrócę do haftowania i szycia, muszę w końcu ponadrabiać zaległości filmowe w serialach, a przy okazji zająć czymś ręce, trudno mi usiedzieć bezczynnie. 

Tak mało medycznie było. Bo i przez ostatnie dwa tygodnie było mało medycznie. Ot, wyjazd w góry i cudowny odpoczynek, później gotowanie, pieczenie i inne przetwory w domu. Przy okazji tylko znalazłam tacie wysypkę na rękach, tłumaczyłam babci etiologię astmy, podejrzewałam różę u znajomej i powiedziałam rodzicom o rokowaniu w białaczkach (jako że mama znajomej prawdopodobnie ma).

Tegoroczna sesja do tej pory jakoś mnie zadziwia. W sumie 6 egzaminów, wszystko do przodu. 

Ortopedia - moja jedyna tegoroczna porażka. Nowy test, choć miały się powtórzyć pytania (według asystentów). Jako że była końcem kwietnia, traktowana jak zerówka, więc zdawałam ustnie poprawkę zaraz w maju. I nauczyłam się zagadnień podanych przez profesora i wyszłam z piękną 4, bardzo zadowolona. 

Diagnostyka - sporo nowych pytań, ale do tego egzaminu już się uczyłam, nie tylko przerobiłam pytania. I poszło.

Interna test - też uważam za porażkę. Zaliczony od 65 punktów, miałam dokładnie 65. Tym razem pytania wybierała katedra pneumonologii i sporo było dziwnych pytań z tego właśnie działu. Aczkolwiek nasadziłam mnóstwo głupich błędów, o które do tej pory stukam się w czoło.

Immunologia - dziwna katedra, dziwny test. Część pytań nowa, część powtórzona. Dziwny przedmiot, chociaż podczas uczenia się do egzaminu w zasadzie zaczął mi się podobać. Odkryłam sens uczenia się immunologii, może nawet kiedyś do tego wrócę, kto wie. Gdzieś można by zrobić doktorat.

Interna praktyczny - najprzyjemniejszy egzamin w tej sesji. Na kardiologii, co prawda, ale bardzo przyjemny. Fajny pacjent, praktycznie zdrowy oprócz dwóch omdleń. W rozmowie z doktorem i po analizie EKG okazało się, że to napadowy blok przedsionkowo-komorowy III stopnia. I zostałam pochwalona za dokładny wywiad i dokładne zbadanie pacjenta. 

Choroby zakaźne - też dziwny test. Sporo pytań z wykładów, sporo dziwnych rzeczy. I jako że to był ostatni egzamin, już brakowało siły do nauki. Ale nie miałam wyjścia. A w międzyczasie trzeba było sprzątnąć pokój, wykwaterować się, rozmrozić i wywieźć lodówkę (niekoniecznie w tej kolejności).

I tak dobiegł końca V rok. Teraz jeszcze jeden i koniec studiów. Jakoś nie potrafię tego ogarnąć.

Największym ostatnio medycznym zaskoczeniem jest dla mnie fakt, że zaczyna mi się chcieć czytać czasopisma, artykuły, książki. Wprawdzie o tym, co mnie interesuje, ale chce. Chcę być naprawdę dobrym lekarzem i chcę się uczyć, doczytywać, pogłębiać wiedzę. Po prostu chcę. Odkryłam to w tym roku akademickim i tak mnie to ucieszyło bardzo. Że mi się zwyczajnie, kurcze, chce. I to jest cudowne uczucie. I taka świadomość tego, co chciałabym robić po studiach. Aż człowiekowi lżej na sercu się robi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz