niedziela, 29 lipca 2012

I po praktykach.

Cóż, nie ogarniam. Moje tegoroczne praktyki trwały dokładnie tydzień. Myślałam, prawdę mówiąc, że będę musiała dłużej pochodzić, ale pan ordynator okazał się nader dobry, i w ogóle i jakoś tak nas puścił. Wpis na planie praktyk jest, jutro muszę się wybrać po wpis do indeksu.

Indeks... Załatwiania, latania i w ogóle jak zwykle było przed wakacjami, w końcu jestem starościną grupy... Na lipiec zostało tylko kilka wpisów do zdobycia, na szczęście starościna sąsiedniej grupy się tym zajęła. I wczoraj indeks w końcu odebrałam. Była ze mną siostra, zrobiłam jej wycieczkę, a co tam. Byłyśmy w kinie, w zamku, na obiedzie i wieczorem padnięte wróciłyśmy do domu. Nie ma to jak przegonić pół miasta w taki upał. Ale generalnie było całkiem fajnie.

I jeszcze tylko 28 dni i jadę do mojej przyjaciółki. Nie mogę się tego doczekać.

I wreszcie dzisiaj ogarnęłam moje plany na wakacje, czytaj: rzeczy, które koniecznie muszę zrobić, bo jak nie, to urwę sobie głowę, ewentualnie ktoś to zrobi. Punktów jest 14, tyle że 4 z nich są rozbudowane - lista książek, które chcę przeczytać etc. Powiesiłam je na drzwiach szafy i ma mnie to pogonić do tego, żeby je wypełnić. Jestem wzrokowcem, więc myślę, że skoro to wisi i codziennie będę na to patrzeć, to w końcu mnie to zmobilizuje do ogarnięcia tego wszystkiego. I zrobiłam sobie też stały plan dnia - rzeczy, które muszę zrobić codziennie. Muszę sobie zrobić jeszcze listę filmów, które koniecznie chciałabym przez wakacje obejrzeć. Oprócz Kości - zaczęłam od 1. sezonu, bo widziałam tylko jakieś urywkowe odcinki.

I czekam póki co na 3 sierpnia - jedziemy wtedy na maraton Władcy Pierścieni do Rzeszowa. Cały dzień chyba będę spać, a wieczorem strzelę sobie porządną kawę, żeby nie zasnąć. Będzie strasznie fajnie.

piątek, 20 lipca 2012

I po Tatrach. I praktyki...

Trzy tygodnie w Tatrach minęły zanim się obejrzałam. Naprawdę nie spodziewałam się, że będzie tak strasznie fajnie. 

Pierwsze 5 dni - rekolekcje ignacjańskie, fundament u jezuitów na Górce. Rewelacja. Bardzo, bardzo owocne, teraz tylko chciałabym wprowadzić w życie codzienne wiele z tego, co Najwyższy mi pokazał, powiedział i w ogóle.

Następne 6 dni - pobyt z rodzicami i przyjaciółką u znajomych moich rodziców. Uch... Generalnie znajomi są bardzo fajni, tyle że akurat była też u nich nasza inna rodzina i było nas strasznie dużo na małej powierzchni, więc zwykle z przyjaciółką się zmywałyśmy w góry na cały dzień. I trochę rzeczywiście połaziłyśmy.

I kolejne 7 dni - wyjazd z naszym DA. Faaajnie. Też owocnie. Zwłaszcza w relacjach.

Wróciłam we wtorek, padnięta, skonana i w ogóle przeżuta i wypluta. A rano w środę trzeba było przed 6 wstać na praktyki... Uch... Nie znoszę tego, naprawdę. Ale w zasadzie całkiem fajnie. Jestem na kardiologii razem z dwójką chłopaków z mojej uczelni. Pan ordynator jest bardzo sympatyczny, ma świadomość tego, że w zasadzie to my tak naprawdę nic jeszcze nie wiemy, dużo nam tłumaczy, pokazuje, zagaduje i w ogóle jest fajnie. Atmosfera na oddziale jest rewelacyjna, pielęgniarki też bardzo sympatyczne. Mam porównanie z interną w tym samym szpitalu, to jest niebo a ziemia po prostu...

I w ogóle to mam normalne, kurna, wreszcie, wakacje!!!  Od trzech lat pierwszy raz w końcu mam wakacje. I mimo że muszę wstawać na praktyki, mimo że moja najlepsza przyjaciółka jest 400 km ode mnie, że generalnie wszyscy w domu czegoś ode mnie chcą, że mam ochotę od czasu do czasu kogoś zamordować, to w zasadzie jest dobrze. Bo z Nim, Najwyższym, zawsze jest dobrze. I wreszcie uwierzyłam w to, że naprawdę mnie kocha. On, sam Bóg, kocha mnie zależy Mu na mnie tak strasznie, że nie potrafię tego ogarnąć. I na każdym z nas zależy Mu tak samo. Czy to nie jest cudowne?