czwartek, 16 sierpnia 2012

Jakoś tak...

Połowa wakacji minęła dokładnie wczoraj, a mam wrażenie, że zbliżają się do końca... Tak, pewnie taki tam stary nawyk ze szkoły, że wrzesień to już nie wakacje, a poza tym przez dwa lata z rzędu miałam poprawki, więc wrzesień to była dla mnie tragiczna tragedia i w ogóle... A teraz mam po prostu wolny wrzesień i dobrze mi z tym.

Czekam... Zwykle zdarza mi się na coś czekać. W Lublinie, w pokoju mam na ścianie kalendarz i mam zwyczaj zaznaczać w nim koła, egzaminy, ważne dla mnie rzeczy i takie tam. Lubię być ogarnięta. Po prostu. Teraz też czekam. Na 27 sierpnia, kiedy wreszcie zobaczę się z moją najlepszą przyjaciółką. I zostało już tylko 10 dni i pojadę do niej. Naprawdę się stęskniłam. Tak po prostu. Za gadaniem po nocach, oglądaniem filmów, gotowaniem razem. Takim byciem z osobą, która mnie dobrze zna i akceptuje w całości. Ale jeszcze tylko 10 dni. I wsiadam w pociąg.

Poza tym w domu malowanie. Tylko dwa pokoje, reszta była malowana w ubiegłym roku. Znów razem z mamą wybierałyśmy kolory i wyszło całkiem ciekawie. Inaczej, niż wcześniej, ale bardzo ładnie. I mama znów miała zapędy poprzestawiać połowę mebli na dole, ale jej zapał ostudzić musiały drzwi do kuchni, które to, zbyt wąskie, nie dały przejść sofie. Sofę mama miała plan przenieść do jadalni. I plany wzięły w łeb, niestety. Przy okazji w korytarzu sofa się rozłożyła i trzeba było nie dość, że ją poskładać, to jeszcze wysprzątać w środku, bo odkurzana była chyba nie-pamiętam-kiedy.

I ze sprzątania po malowaniu właściwie się wymigałam, pod pozorem sprzątania własnego pokoju. Nawiasem mówiąc sprzątam, uporządkowałam trzy szafki i zrobiłam burdel na środku pokoju, żeby nie było że ja to nic nie robię.

A więc póki co, czekam dalej.